piątek, 7 marca 2014

Smaki dzieciństwa

Każdy z nas ma różne wspomnienia związane ze wczesnym dzieciństwem- z domem babci czy cioci. Zapachy, smaki, kolory. Wszystko to składa się na nasze wybory w przyszłości. Często te produkty, które źle nam się skojarzyły gdy byliśmy dziećmi odrzucamy w dorosłym życiu. Również odwrotnie- nagłe odkrycie jakiegoś zapomnianego smaku budzi w nas nostalgię. Więc dzisiaj tak też będzie- nostalgicznie.
Pierwsze lata swojego życia spędziłam na wsi. Ponieważ byłam pierwszym dzieckiem moich rodziców i absolutnym beniaminkiem w perspektywie całej rodziny, rozpieszczano mnie na wszelkie sposoby i dbano, żebym jadła jak najzdrowsze rzeczy (oczywiście do czasu kiedy nauczyłam się wyłudzać colę, słodycze i chipsy..). Mama z babcią prowadziły ogródek warzywny. Na podwórku rosły też porzeczki, wiśnie i czereśnie. Pod krzakami czereśni znajdowała się mała kępa dzikiego szczypiorku, po który zawsze wysyłała mnie prababcia, kiedy przygotowywała mi kanapki na drugie śniadanie. Dziś wiem, że były to najprostsze z najprostszych kanapek- kajzerki posmarowane majonezem (masła nie jem do dziś), z plasterkiem szynki. Posypane szczypiorkiem z ogrodu. Do tego niesamowicie przesłodzona herbata Assam w malutkiej szklance, którą ze względu na kształt nazywałam dzwoneczkiem. Żadna herbata nie smakuje tak jak tamta.
Latem babcia wychodziła na podwórko i wołała mnie, by wręczyć mi miseczkę chłodnej zupy owocowej. Makaron wstążki zalany kompotem truskawkowo-porzeczkowym. Czasami przysiadałam na kafelkach, którymi wyłożone były schodki przed domem i pałaszowałam swoją ulubioną zupę zacierkową. Kto dziś robi zacierkową i dlaczego tak rzadko? Czemu ta zupa jakoś zniknęła? W te letnie dni jadałam właśnie to albo rosół z żołądkami, które uważałam za przysmak. Posypany natką pietruszki, oczywiście.
Kontrowersji nie koniec, ponieważ moim ulubionym daniem z okresu dzieciństwa była wątróbka drobiowa z ryżem. No i gulasz z kurzych serduszek, który kocham miłością namiętną po dziś dzień. Czasem proszę mamę, żeby mi go ugotowała, ale poza mną jakoś nikt nigdy nie chce się skusić... Swoją drogą, mięso z serc jest bardzo wartościowe. To czysta tkanka mięśniowa, uboga w tłuszcz, bogata w żelazo, tania i bardzo smaczna. No i wygląda zdecydowanie lepiej niż np. ozorki. Boję się ich strasznie, ale znając anatomię języka myślę, że to może być naprawdę świetne mięso.
W każdym razie, nie było u mnie w domu imprezy bez sałatki z tuńczyka w jej najprostszej wersji. Kukurydza z puszki, tuńczyk z wody, bez zalewy (proporcja 2:1), majonez i dużo natki pietruszki. Najlepsza jest schłodzona. Nikomu nie udało się przekonać mnie, że jakikolwiek dodatek wzbogaca tę sałatkę. Papryka mi tam nie smakuje, a cebula drastycznie zmienia smak całości. W kwestii mojej ulubionej sałatki pozostaję purystką. No, tylko majonez wymieniłam na wersję light.
Skoro jesteśmy przy imprezach to wspominam też zarąbiste zapiekanki, na które przepis moja mama wzięła od swojej koleżanki, której rodzina się z nami przyjaźniła. Czasami sama je robię, bo są naprawdę pyszne. Pokrojona na dowolne kawałki bagietka, posmarowana masłem. Na górze farsz z duszonych tartych pieczarek, pociętej papryki zielonej i czerwonej, pokrojonej drobno szynki i cebuli. Do tego przyprawy i starty ser żółty. Brzmi średnio, smakuje bosko.
Jako dziecko w wieku szkolnym nie wyobrażałam sobie wakacji bez lodów z Danonków. Koniecznie morelowych, z kolorowymi plastikowymi patyczkami. Truskawkowych nie lubiłam, więc wciskałam je do zjedzenia młodszej siostrze. Opychałam się też blokiem czekoladowym z herbatnikami. Smakiem dzieciństwa jest również dla mnie hawajska na grubym cieście z Pizza Hut, która kojarzyła mi się bardziej z jakąś huczną okazją niż ze zwykłym fast foodem (do tego niezbyt wysokich lotów). Moja siostra, wieczny niejadek, była karmiona pokrojonymi na maciupkie kawałki kanapkami z szynką, serem i keczupem, które nazywaliśmy samochodami.
Jako, że byłam rozpieszczana, na kreatywność dorosłych nie mogłam narzekać, o nie. Babcia robiła dla mnie Muchomory- ścinała czubki jajek na twardo, po czym kładła na nie ścięte kawałki pomidora, które robiły za kapelusze. Dorodne kropki z majonezu wieńczyły dzieło, które z dziką radością pochłaniałam w ciągu dwóch sekund, kompletnie niezrażona ilością wysiłku jaki trzeba było w przygotowanie tej przekąski włożyć. Biegałam też po podwórku z paskami czerwonej papryki owiniętymi "szynką z komina" lub polędwicą sopocką. Tak, prawdziwa była ze mnie mademoiselle.
Czasem, kiedy smażę sobie jajka sadzone przypominam sobie jak robiła to moja babcia. Posypuję je wtedy suszonym majerankiem i wspominam te smaki. Jedliście kiedyś świeże rzodkiewki maczając je w cukrze co kęs? Niewiele znam osób, które odpowiedziałyby twierdząco, ale u mnie w domu to było całkowicie normalne. Cukier chrupał w zębach, rzodkiewka była słodko-ostra i soczysta.
Po dziś dzień jestem fanką odsmażanych kopytek mojej drugiej babci i jej niesamowitych podsmażanych pierogów ruskich podawanych na gorąco z naczynkiem pełnym zimnej śmietany. Pamiętam smak tortu urodzinowego, który kiedyś robiła dla mnie co roku. Co może być lepszego w czerwcu niż miękki biszkopt, lekki krem truskawkowy, świeże truskawki i galaretka?
Myślę sobie, że pewnego dnia powinnam spisać te wszystkie potrawy, które pamiętam jako smaki dzieciństwa. Spróbować je zbudować na nowo, w innej, nowoczesnej wersji. W końcu to moje kulinarne dziedzictwo, które miałoby szansę zaprocentować. A Wy, jakie dania wspominacie z łezką w oku?

obrazek dostępny na stronie asiafoodrecipe.com