środa, 11 grudnia 2013

Słońce w La Chica Sandwicheria

W ostatnim update pisałam, że nowa mokotowska knajpa z kanapkami otworzyła swe podwoje 4 grudnia. Jako, że mijał już prawie TYDZIEŃ od otwarcia, a mnie tam nadal nie było (skandal), postanowiłam wpaść na śniadanie. Zachęcał mnie fakt, że ta serwująca latynoskie sandwiche kafejka przewidziała promocję- kolumbijska kawa jest do śniadania gratis.



A w La Chica Sandwicheria praży słońce...

Po niespełna 50-minutowej podróży (Tak, na śniadanie jechałam. Tak, byłam tego świadoma.) dotarłam na miejsce. Wskazówka dla dojeżdżających- jeśli jesteście tak leniwymi bestiami jak ja i nie chce wam się przechodzić przez 15 minut przez to masakryczne przejście przy Galerii Mokotów, to jedźcie tam autobusem. Przystanek znajduje się po tej samej stronie ulicy co Sandwicheria, więc unikniecie chodzenia po kładce. 
Weszłam do środka. Nie wiem czy to taka pora (ok. 11) czy też miejsce nie ma jeszcze swoich stałych bywalców, ale wnętrze świeciło pustkami. Było jasno, kolorowo i słonecznie, co jest zasługą świetnego wystroju i przeszklonego frontu. Na niskich ławach piętrzą się barwne poduszki, na stołach stoją pojemniki z pomarańczami i ananasami, na ścianach wiszą świetne, ciekawe obrazki i zdjęcia zrobione w Ameryce Południowej, a całości dopełniają fotele z jasnej wikliny. Zamówienie przyjmowała ode mnie bardzo sympatyczna pani kelnerka, która miała mi wiele do powiedzenia na temat pozycji w menu oraz potrafiła pomóc mi z wyborem. W La Chica Sandwicheria możemy zjeść:

  • BLT (bekon, sałata, pomidor, karmelizowana cebula)
  • Miami Vice (smażone jajka, bekon, awokado)
  • Wake Up (jalapeno hummus, karmelizowana cebula, ogórek, pomidor, sałata)
  • Cubano (pulled pork marynowany w mojo, szynka, ser, pikle)
  • Tango Mango (grillowany kurczak, świeże mango, sałata, czerwona cebula)
  • Bean Burger (burger z czerwonej fasoli z płatkami owsianymi i masłem orzechowym, sałata, pomidor, awokado)
  • Crab Cake (burger z białego mięsa kraba i tłuczonych ziemniaków, sałata, appleslaw)
Zdecydowałam się na Tango Mango- sandwicha z kurczakiem, na którego trzeba było chwileczkę poczekać, gdyż cytując panią zza kontuaru: to jest porządne grillowane mięso xD. Okazało się, że młynek do kawy nie działa, więc moją upragnioną małą czarną szlag trafił. Mówi się trudno, cóż zrobić- zamówiłam więc Wostok granat-daktyle (i była to świetna decyzja). Do wyboru mamy jeszcze Afri-colę, napoje Fritz, John Lemon i Bombillę. Poza butelkowanymi softami można napić się świeżego soku, koktajli, kawy, herbaty, wody czy zwykłej coli. Niestety nie ma mojej ulubionej opcji- Coli Zero. Jest to minus nie tylko dla tych, co to tak jak ja oszczędzają kalorie na napojach (strasznie śmieszne...), ale również dla cukrzyków.


...ławy zasypane są kolorowymi, wzorzystymi poduszkami, które kontrastują z turkusową barwą ścian...



...a wiklinowe meble przywodzą na myśl plażowe kosze. Nic, tylko zafundować sobie picie ze słomką (drinków z palemką brak) i poczuć wakacje w środku zimy.

Leniwa atmosfera udzieliła się również mi, kiedy czekając na kanapkę słuchałam latynoskiej muzyki wybieranej na bieżąco przez obsługę. Nie wiem co takiego jest w tym miejscu, czy w tej muzyce, że w pewnym momencie już wszyscy kiwali się do rytmu- i kucharz, i pani zza baru i ja.  Koniec końców moja kanapka trafiła na stół. Oto i ona. Podana na kubańskim, kanciastym chlebie, z miseczką corn salsy.





Sandwich Tango Mango



Muszę powiedzieć, że robi wrażenie. Cienkie, lekkie pieczywo nie zagłuszało intensywnych smaków głównych składników. Kurczak był soczysty w środku i mocno zgrillowany z zewnątrz. Czuć było na nim marynatę, bądź przyprawy, którymi został natarty. Do tego gruby plaster świeżego mango i słodka, karmelizowana cebula. Wydaje mi się, że był tam jeszcze jakiś delikatny sos, ale zaniedbałam swoje obowiązki i po prostu pochłaniałam swoje śniadanie bez przeprowadzania śledztwa. To co jest kolejnym niewątpliwym plusem, a co ja uwielbiam w knajpach z kanapkami, to miseczka z sałatką. Tutaj mamy corn salsę, w której skład wchodzi kukurydza, czerwona cebula, kolendra i drobno posiekana ostra papryczka. Był to bardzo udany dodatek, który harmonijnie współgrał smakowo z sandwichem. Czy było to bardzo ostre? Nie. Papryka pokrojona jest na tyle drobno i jest jej taka ilość, że ludzie, żywiący się żywym ogniem nic nie poczują, a Ci co lubią "tak trochę czasem" będą usatysfakcjonowani. Niemniej jednak, ludzie bardzo,bardzo wrażliwi mogą tego nie przeżyć.
Kiedy skończyłam, byłam raczej najedzona. Jednak było w menu jeszcze coś, czego nigdy nie jadłam, a koniecznie chciałam spróbować. W końcu na deser zawsze znajdzie się miejsce, prawda? I tak oto zamówiłam Key Lime Pie:



Key Lime Pie

Na górze była warstwa delikatnego, śmietankowego kremu posypanego skórką otartą z limonki. Pod nią gładki, gęsty krem mleczno-limonkowy. Na samym dole wyjątkowo chrupiący spód z kruchego ciasta. Razem- deser idealny. Słodko-kwaśny. Miękko-chrupki. Będzie smakował fanom cytrusów i klasycznej francuskiej tarte au citron. 
Wyszłam z La Chica Sandwicheria najedzona i w świetnym humorze. Dziś już wiem, że muszę tam wrócić, żeby spróbować innych kanapek, z Crab Cake i Cubano na czele. Właścicielce życzę, żebym miała problem z dostaniem stolika, kiedy przyjadę tam następnym razem :). Pasjonaci są tego warci. 


Jadłam w La Chica Sandwicheria na ulicy Obrzeżnej 5B. Ceny za kanapki wahają się od 15 do 25 zł, deser za 10 zł, napoje 4-10zł. Są opcje wegetariańskie. Można płacić kartą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz